poniedziałek, 25 grudnia 2017

FF Pod Wiatr - 05



05 - Wyglądasz zajebiście



     Ciepły dzień jak na grudzień, za ciepły jak na zimę. Cały śnieg już stopniał. Szkoda. Śnieg to jedna z rzeczy która daje mi radość. Jest piękny. Dziś są urodziny Natalie, robi imprezę. Będzie dużo naszych znajomych, gdyby nie było jej popierdolonego brata powiedziałabym, że to impreza na którą czekałam. Niestety będzie.
     Postanowiłam, jak to ja, najpierw się ubrać w coś wygodnego:




     Ubrałam jakieś rurki i koszulkę z napisem 'Lonely', a włosy związałam w kucyk. Impreza zaczyna się dopiero o 18, a jest 8:30, więc mam dość sporo czasu, żeby się ogarnąć. Muszę najpierw odwieźć Emily do cioci, bo obiecała jej, że spędzi u niej weekend. To znaczy nie ja ją odwieźć tylko jakiś kierowca. Chociaż mam 18 lat to nie mam jeszcze prawa jazdy. Tak, jeszcze... Zamierzam sobie zrobić, ale uważam, że na razie nie jest mi potrzebne, bo i tak na auto mnie nie stać. Albo po prostu sobie wmawiam bo mi się nie chce.

***

- Moje piękne! - powiedziała z uśmiechem na ustach ciocia. - W końcu, czekaliśmy na was. Zrobiłam obiad. Wejdźcie.
- Kurde, ciociu. Tak dawno tu nie byłam. - po wejściu rozglądałam się po salonie. Ściany były pomalowane na żółto, wszystkie meble były wykonane z dość jasnego drewna. Całość wyglądała bardzo przytulnie. - Pięknie pachnie obiadem.
- Cieszę się kochane. Emily, Sam jest na górze, idź do niej, jeśli chcesz. - ciocia po raz z kolejny raz z uśmiechem skierowała słowa do mojej siostrzyczki. Samantha to córka mojej cioci. Jest starsza od Emily o 2 lata ale zawsze się świetnie dogadywały. Ciocia Agatha jest dla mnie jak druga matka. Zawsze się mną opiekowała i moją siostrą, wspaniała kobieta. Po przepysznym obiedzie i długiej rozmowie z ciocią i wujkiem pożegnaliśmy się bo musiałam wracać do domu.
- Dziękuję ciociu za gościnę i w ogóle za wszystko. - powiedziałam z wielkim uśmiechem.
- Kochana, nie ma za co, wiesz, że zawsze możesz do nas przyjechać.
- Tak dziękuję. - przytuliłam ciocię i wujka na pożegnanie. - Pa Emily, masz być grzeczna.
- Zawsze jestem grzeczna.

***

Podróż w tą, z powrotem i pobyt u cioci zajął dobre 6 godzin, więc była już 16. Gdy wybiła 17:30 zaczęłam swoje przygotowania do imprezy. Natalie nie było w domu, a była w klubie gdzie miała odbyć się jej impreza urodzinowa. Postanowiłam ubrać czarną koronkową sukienkę, a do tego czarne dość wysokie szpilki. Jako że byłam bardzo, ale to bardzo niska mogłam sobie na to pozwolić. Włosy związałam w luźny kok, a mój makijaż był wyjątkowo mocny. Po godzinie i kilku minutach byłam już gotowa by wyjść.

~ w klubie ~

- O matko ile ludzi. - powiedziałam szukając wzrokiem mojej przyjaciółki. Jak zwykle byłam spóźniona. Schodząc po schodach zauważyłam jak kilka osób mi się przyglądało w tym James i Tristan.
- Mary, wyglądasz cudownie. - stwierdził James, który miał założone dosyć ciasne spodnie i bordową koszule.
- Dzięki James, ty też, pasuje ci ta koszula. - uśmiechnęłam się. - Widziałeś może Natalie?
- Tak, stoi tam. - wskazał palcem na miejsce w którym moja przyjaciółka rozmawiała z jakimiś ludźmi. 
- Hej!! - dźgnęłam ją w bok - Wszystkiego najlepszego skarbie! Świetna impreza.
- Dzięki, jak pięknie wyglądasz! Każdy twój haha.
- Hhaha raczej twój, wyglądasz oszałamiająco. Jak cię Rick zobaczy...
- Ciii... - zamknęła mi ręką usta. - Jeszcze go nie ma.
- Ale będzie no nie?
- Będzie! 
- Nie mogę się doczekać jak cię zobaczy! - wypiszczałam.

     Zostawiłam ją samą z ludźmi, a sama podeszłam do baru, żeby wziąć drinka.
- Myślałem, że się bardziej postarasz. - natychmiast odwróciłam głowę w stronę mówiącego do mnie głosu. Była to najbardziej wkurzająca mnie osoba na świecie. Tak on. Bradley. Coś czuję, że nieźle się dzisiaj nachleję.
- Czego chcesz glonie? - parschnełam 
- Myślałem, że się bardziej postarasz i że będziesz wyglądać lepiej niż tylko źle. Chociaż w twoim przypadku to nawet dobrze. - zagotowało się we mnie, ale po dłuższym wpatrywaniu się w jego minę odpowiedziałam.
- ... Podoba ci się... Hahaha jesteś taki przewidywalny.
- Nie podoba mi się. - wypierał się dalej.
- Błagam cię, nie pogrążaj się. Wiem, że trudno ci powiedzieć komplement, nie wiem, może masz zbyt niskie poczucie pewności siebie. Nie martw się zrozumiałam. - po raz pierwszy poczułam, że to ja go zdenerwowałam. - Teraz wybacz, idę znaleźć jakiegoś przystojniaka do tańca. Przystojniaka, więc to nie możesz być ty. 
Podeszłam do Connor'a i zaczęliśmy tańczyć razem. Czułam jak mój organizm wypełnia alkohol. Dawno się tak świetnie nie bawiłam. Po kilku kieliszkach więcej, niby wiedziałam co się dzieje, ale jednak nie do końca. Podszedł do nas Bradley i przyciągnął mnie do siebie. Nagle włączyli wolniejszą muzykę. Chciałam się mu wyrwać ale widocznie bezskutecznie. Chwycił mnie w talii na znak, że chce ze mną tańczyć po czym poczułam od niego mocny zapach alkoholu. Cały czas patrzył mi w oczy, a ja po raz kolejny chciałam się mu wyrwać... A przynajmniej udawałam, że chciałam, bo jego dotyk sprawiał mi przyjemność. Trzymał mnie w talii dość mocno. W końcu mnie puścił i chwycił za rękę.
- Hej! Gdzie mnie prowadzisz? - zapytałam protestując
- Na pole.
- Po co?
- Żeby się przewietrzyć? - zapytał ironicznie
- Przewietrzyć? 
- Możesz nie zadawać tyle pytań? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Wyszliśmy przed budynek. Poczułam jak moje plecy dotykają ściany, a włosy opadają na ramiona, ponieważ chłopak ściąga z nich spinkę. Kładzie ręcę po obu stronach mojej twarzy i patrzy mi w oczy.
- Kłamałem, wyglądasz zajebiście.
- Bradley, odsuń się, jesteś pijany.
- Jestem pijany, ale wiem co robię.
- Nie sądzę. 
Chłopak przybliżył usta do mojej szyi i chciał ją pocałować. Nie protestowałam, bo mi się to podobało, możliwe, że jakbym nie była tak pijana, nie dałabym mu się nawet zbliżyć. Niestety, ktoś nam przerwał i pijany chłopak nie zrobił tego co zamierzał.
- Tu jesteście! - jakiś głos krzyknął w naszą stronę, a Bradley natychmiast oderwał się ode mnie. Na szczęście osoba, która to powiedziała, nic nie widziała. To był Tristan. - Szukamy was cały czas. Chodźcie gramy w butelkę. 
- Pewnie. - odpowiedziałam, chcąc tylko być daleko od pana Simpsona. Od jego dotyku. Nie chciałam tego. To znaczy chciałam, ale nie chciałam się do tego przyznać.
- Przyjdę za chwilę, tylko skoczę do łazienki. - oznajmił Bradley

*** 

Graliśmy w butelkę tak przez godzinę, a Bradley'a jak nie było tak nie ma. 
- Niech ktoś pójdzie go poszukać. - stwierdziła Natalie.
- Nie trzeba, jestem. - odezwała się zguba. 
- Gdzie ty byłeś? - zapytał zmartwiony Connor.
- Odświeżałem się. Okej gramy? - od razu było widać nowego chłopaka. Nie waliło od niego wódą na kilometr i potrafił ustać normalnie w miejscu przez dłużej niż 5 sekund. Czyżby już nie pamiętał, co wydarzyło się godzinę temu? Wygląda na to, że nie, bo obrzucił mnie tym samym złośliwym spojrzeniem co zawsze.




____________________________________________

Rozdział trochę dłuższy, ale po prostu mam wenę :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz